sobota, 3 grudnia 2016

Grzech czwarty: Szanuj czas instruktora i konia swego.

· 
Czas to materiał, z którego zrobione jest życie. Benjamin Franklin

                                                                                                        from Pinterest.com


Czas. Temat dość kontrowersyjny. Dla jednych sprawa błaha, dla innych – nas, instruktorów, rzecz bardzo istotna. Dlaczego? Już spieszę z odpowiedzią. Przede wszystkim musimy rozważyć dwa rodzaje stajni. Stajnie małe, przydomowe, gdzie czas zazwyczaj jest dość elastyczny, dostosowany pod klienta, oraz stajnie duże, rzekłabym, że wręcz przemysłowe (nie mówię oczywiście o jakości jazd!), gdzie każda jazda jest zaplanowana w grafiku od pierwszej do ostatniej minuty. Prawda jest taka, że dla każdej z nich możemy wyróżnić „podgrzechy” jakimi są: spóźnialstwo, nagminne spóźnialstwo; nagminne odwoływanie jazd na ostatnią chwilę; niestawianie się na jazdach, bez odwołania jazdy, a także pojawianie się na co trzecią (entą) zaplanowaną jazdę. Nawet jak sama to czytam nie brzmi to już za poważnie.
I tak jest również w rzeczywistości, nie jest to ani poważne, ani odpowiedzialne, a już na pewno nie dorosłe. Co się składa na jazdę konną? Czas na wyczyszczenie konia, czas na przytachanie sprzętu z siodlarni, osiodłanie, dojście na ujeżdżalnię. Powiedzmy, że średni czas operacyjny to 30 min (wiadomo, wprawne osoby robią to szybciej, ale jeśli mamy siwka całego w g. to nie ma mocnych, trzeba poświęcić trochę czasu, tak samo gdy konie dostają dłuższej sierści). Osoby jeżdżące samodzielnie zazwyczaj same ubierają konia. W przypadku lonż niejednokrotnie czyni to instruktor, który z gilem do pasa w sezonie zimowym, biegnie z jazdy, żeby delikwentowi przygotować konia. A delikwent na to co? A w sumie to dzisiaj brzydko i zimno, to nie idę na jazdę. Super, rozumiem, każdy ma takie prawo, ale fajnie byłoby zadzwonić wcześniej i uprzedzić o zmianie planów. Dlaczego? Ponieważ w tym samym czasie po pierwsze mógłby pojeździć ktoś inny, a koń zapracowałby na swoją przysłowiową miskę. Po drugie w tym samym czasie (przykładowo: pół godziny szykowania plus pół godziny jazdy daje nam godzinę!) można popracować np. z młodym koniem. Po trzecie jeśli stoję od trzech godzin na placu, wokół wieje, leje, albo zwyczajnie piździ jak w kieleckim, chciałabym pójść do ciepłego pomieszczenia i napić się ciepłej herbaty. Nie wspominając o wydalaniu herbaty, czyli siku. Też jestem człowiekiem. Mimo że czasami krążą plotki o jakichś terrorystach czy jakoś tak.
W opcji B, to nie instruktor szykuje konia tylko stajenna pomoc w postaci wolontariuszy – tak, oni też są ludźmi i obowiązują ich dokładnie te same zasady. Myślę, że koń też będzie szczęśliwszy, jeśli nie będziemy robić z pana konia debila i go na zmianę siodłać i rozsiodływać. To w sumie chyba mój największy żal jeśli chodzi o niestawianie się na lekcjach. Następny podgrzech to spóźnialstwo. Jest tak samo wku…eee … rzające we wszystkich dziedzinach życia. Nie czepiam się oczywiście sytuacji losowych typu zamknięty przejazd kolejowy, wypadek na trasie, awaria auta itd. Piszę o rasowym, klasycznym, notorycznym, irytującym spóźnianiu się na KAŻDĄ jazdę. Dajmy tym razem przykład osoby jeżdżące już samodzielnie. Jeśli taki klient nie przychodzi wystarczająco wcześnie usypuje się zazwyczaj piramida nieszczęść. Na dzień dobry wszystko wykonywane w pośpiechu powoduje, że bardzo często wzięty jest niewłaściwy sprzęt, koń źle wyczyszczony (nie toleruję brudnych koni! Uważam to brak szacunku do zwierzęcia, bo skoro ktoś może przez godzinę wozić na nim dupsko, to chyba nic się nie stanie, jeśli poświeci dodatkowe 15 minut na czyszczenie, w celu uniknięcia obtarć etc., prawda?). W dalszej kolejności idzie źle założony sprzęt, który sprawia zwierzęciu dyskomfort albo nawet powoduje uraz, a mnie doprowadza do furii takie niechlujstwo. Potem taki ktoś po wprowadzeniu ogólnego zamętu w stajni swoim bieganiem jak o poranku gdy miało wstać się o 8 a jest właśnie 11, leci z tym zdezorientowanym koniem na plac. A na placu co? No właśnie. Na placu terrorysta, czerwony ze złości, czyli ja. Dlaczego się złoszczę? Ponieważ reszta zastępu już siedzi na koniach i stępuje. W tym czasie zamiast patrzeć na ludzi muszę najpierw przesiodłać właśnie przybyłego konia pokazując po raz setny co jest źle i tłumacząc dlaczego nie pozwolę w ten sposób wsiąść na jazdę. Okazuje się, że albo za długi popręg, albo za krótki, brak podkładki pod siodło, której ten koń akurat potrzebuje, więc czekam aż spóźnialski poleci do stajni po właściwy. Na nodze jest w sumie jeden ochraniacz, więc leci drugi raz, w tym czasie ja przepinam nachrapnik, bo przecież też źle zapięty. Jak już zziajana spóźnialska melepeta dobiegnie, lubi sobie jeszcze przypomnieć, że chce siku albo dwójkę, bo pobiegał i metabolizm przyspieszył. W ostateczności siedząc na koniu przypomina sobie, że nie wziął ze sobą palcata. Potem, żeby było szybciej muszę mu dopasować strzemiona itd. Pragnę od razu zaznaczyć, że nie są to czynności, które sprawiają mi dyskomfort, przecież to normalny element jazdy konnej i zawsze chętnie pomogę. ALE W ODPOWIEDNIM, PRZEZNACZONYM NA TO CZASIE. W następnej kolejności, zastęp, który powinien już kłusować niecierpliwi się, a przecież w stępie też można już było ćwiczyć niektóre elementy! Więc oprócz wkurzonego instruktora mamy jeszcze wkurzony zastęp, inni tak samo zapłacili za tę jazdę i chcieliby z niej skorzystać w stu procentach.
Muszę też tu wtrącić słowo o osobach spóźniających się na lonżę. Przyda się tu rozgraniczenie na dwa rodzaje stajni, o którym pisałam na wstępie, choć zaznaczam, że nie jest to oczywiście reguła. W mniejszych stajniach, ze względu na mniejsze obłożenie, zazwyczaj nie podchodzi się tak restrykcyjnie do klienta. Powodem tego jest dużo mniejsza stawka osób jeżdżących i bardzo często instruktor może sobie pozwolić na to, żeby poczekać albo przedłużyć jazdę, ponieważ później już nikt nie stoi w kolejce na kolejną. Ale tak jak napisałam, nie jest to reguła. Trochę inaczej sprawa wygląda w dużych ośrodkach. W sezonie, zwłaszcza letnim (wiem sama po sobie), nieraz stoimy po kilka godzin ciągiem, zmieniając tylko w tak zwanym międzyczasie konie, które ku naszej uldze podprowadzają nam wolontariusze. Nie raz było tak, że prowadząc półgodzinną lonżę widziałam czekających klientów, których jazda jest dopiero za godzinę albo półtorej. Zatem, jeśli ktoś się spóźnia, nie może oczekiwać, że specjalnie dla niego zostanie przedłużona jazda kosztem innej osoby, która będzie musiała czekać jeszcze dłużej. Przysięgam, że tyle razy musiałam uparcie tłumaczyć upartemu rodzicowi, że ich czas był przykładowo od 17 do 17.30, że nawet tego nie policzę, a ile poleciało epitetów w moją stronę – też wiem tylko ja. Jasne klient nasz pan, ale do reguł trzeba umieć się dostosować, żeby potem móc wymagać. Proste.
Ostatnim aspektem „nieczasowego” przychodzenia na jazdy, jest już napomknięty wcześniej dobrostan zwierząt. Wspominałam też o tym w innym poście -  Grzechu Pierwszym, odsyłam do lektury. Każdy jeździec, tak samo jak każdy koń jest inny. Są konie czyste (tak, to nie legenda, one istnieją!), które po prostu wystarczy „przelecieć” szczotką i kopystką dla połysku i można już siodłać. Są też konie brudasy, którym trzeba poświecić więcej czasu. Do tego grona najczęściej można zaliczyć wszystkie te mające białe elementy, czyli siwe, srokate, taranty, na karuskach też przepięknie widać kurz i wszelkie niedociągnięcia. Okres zimowy ma dodatkowy urok w postaci długiej sierści, wybitnie lubiącej się sklejać. Czasami też jakaś sierota zostawi nierozczyszczonego po jeździe konia w boksie, a to też niczemu dobremu nie służy. Dlatego z tego miejsca apeluję: przyjeżdżajcie odpowiednio wcześniej, aby dla końskiego dobra odpowiednio przygotować je do jazdy. Ważne - wyciągajcie słomę z ogona. Stare porzekadło mówi, że jak jest słoma w ogonie, to spada się z konia. Coś w tym jest i jak przesądna nie jestem, to lepiej nie kusić losu. Celem tego wpisu, jest przekazanie faktu, że należy szanować czas każdego. Konia, instruktora oraz innych jeźdźców. Czas może być stracony albo wykorzystany. Straconego nie cofniemy, to są zmarnowane minuty życia, wykorzystany natomiast będzie podstawą do dalszej pracy.
Podsumowując: jeśli chcemy żyć w zgodzie, bądźmy punktualni. Kiedyś ojciec powiedział mi bardzo ważną rzecz. Informacja, bez względu na to czy jest zła czy dobra zawsze będzie informacją, punktem odniesienia. Natomiast brak informacji to ….uj. Taka prawda. Dlatego, jeśli macie się spóźnić, nie dotrzeć, albo wkurzyć wszystkich wkoło – jeden telefon załatwi sprawę bezkonfliktowo dla dwóch stron. Zaznaczę też, że taki instruktor jak ja to złośliwa bestia, także jeśli traficie na takiego - za żadne skarby nie podpadajcie mu. Inaczej jazda dosiadowa (czyt. bez strzemion) będzie murowana. Jak będziecie mieli szczęście to może chociaż koledzy/koleżanki z grupy was oszczędzą i nie zostawią całej stajni do zamiatania, jednak nie liczyłabym tu na zbytnie okazywanie łaski.  Szczęśliwy, niezamarznięty (albo nieugotowany w 50 st.), wysikany i napojony herbatą/kawą instruktor = szczęśliwy jeździec, amen. J
                                                                                                         from Pinterest.com

Początek formularza

Dół formularza


2 komentarze:

  1. Super wpis. Taki prawdziwy. Dużo osób - jeźdźców nie zdaje sobie sprawy z takich, wydawałoby się, błahych spraw. Co do nie zjawiania się na jazdy bez uprzedzenia, chciałam dodać: konie w czasie wolnym wychodzą na pastwisko, padoki, łąki. To jest relaks dla konia rekreacyjnego. Dlatego nie odwołując jazd, a na nich się nie zjawiając, nie myślimy o zwierzęciu, które w czasie kiedy my go sprowadzamy, czyścimy, siodłamy i rozsiodłujemy i z powrotem odprowadzany na pastwisko, mogłoby się relaksować. Naprawdę te konie nie chodzą tylko jednej, akurat pod tą spóźnialską osobą, jazdy, tylko tak 3-4 w ciągu dnia... Myślmy o zwierzęciu w pierwszej kolejności.
    Mam takie same myśli jak opisane tutaj. Pozdrawiam, też Aśka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację! to też bardzo ważny aspekt, o którym nie napisałam. Stanie w boksie nie służy żadnemu koniowi. Kiedyś mądry weterynarz powiedział, że koń ma 5 serc - jedno swoje i 4 w nogach. Koń, który nie może korzystać z ruchu zwyczajnie gaśnie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!