Będzie burza czy nie? Temat zazwyczaj wywołuje dość dużo
zamieszania, nawet wśród zawodowych jeźdźców, lecz tak jak zawsze przyjrzyjmy
mu się z poziomu rekreacji.
Karmić czy nie? Pozwalać czy nie? Jeśli tak to czym? Jeśli
nie to dlaczego? Postaram się dość delikatnie przytoczyć mój punkt widzenia.
from Pinteres.com
Po
pierwsze, trzeba zadać pytanie skąd się bierze nawyk karmienia/dokarmiania/
nagradzania konia. Otóż my ludzie jesteśmy najczęściej wychowywani na zasadzie
nagrody i kary i także staramy się te zachowania przekładać na zwierzęta, w
niektórych przypadkach może się to sprawdza, w większości jednak nie. Następna
kwestia to fakt, że „karmienie konika” stanowi atrakcję dla najmłodszych.
Niejednokrotnie słyszałam jak rodzice bądź dziadkowie mówili dzieciakom, że
przyjdą pojeździć na kucyku i go później pokarmić. Co potem takie dziecko robi?
Na następny raz ledwo zsiądzie z konia i już pcha mu do gęby wielkie jabłko
większe od jego chrap, ale co tam, w końcu to kucyk, wszystkożerne to to więc i
z giga jabłkiem sobie poradzi. Niestety większość jeźdźców też karmi konia za
wszystko, dosłownie. Za podanie nogi, za stanie przy czyszczeniu, za założenie
siodła, za dobrą jazdę, za złą jazdę, za darmo, na zaś i na za tydzień. My jako
instruktorzy powinniśmy nadzorować ten proceder z wielu względów. Brak uwagi z
naszej strony może być zgubny w skutkach, po stajniach krążą różne opowieści
jak koń został wielkodusznie dokarmiony co dla właściciela kończyło się serią
wizyt weterynarza oraz nieprzespanymi nocami z powodu kolki. Szkoda konia,
szkoda człowieka. Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć historia znajomej
instruktorki, która opowiedziała mi o babci, która bez niczyjej wiedzy dopasała
konika. Czym? Ryżem. Gotowanym. Wiecie jak się sytuacja wydała? Pani spytała
czy konie lubią przyprawy, bo w sumie to nie wie czy nie powinna tego ryżu
doprawiać… Można dostać zawału, dosłownie.
Otóż należy
zdać sobie sprawę z istnienia takich osób oraz z faktu mimo wszystko ich
dobrych intencji oraz błogiej nieświadomości. Taka pani/pan/dziecko nie widzi
nic złego w dopasaniu konika, przecież tak mu smakuje… Znając mój charakter
typowego choleryka o ile bym ich nie pozabijała najpierw to na pewno dostali by
takie OPR, że mogłabym stracić klienta. Dlatego żeby takich sytuacji uniknąć
oraz oszczędzić sobie przynajmniej jednego stanu przedzawałowego dziennie, gdy
tylko słyszę hasło : „nakarmimy” zazwyczaj od razu interweniuję. Po co leczyć
skoro można zapobiegać? Dla odmiany nie drę kopary jak zawsze, ale EDUKUJĘ. Tak
samo postępuję z jeźdźcami jak i z przypadkowymi osobami. Jest to jedna z
rzeczy, którą nie zawsze jako instruktor jestem w stanie przypilnować w stu
procentach, nie ze złej woli czy lenistwa, ale dlatego, że nie będę
jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Kiedy już zdacie sobie sprawę z faktu, że
jest to jak walka z wiatrakami, zaczniecie podchodzić do tematu tak jak ja.
Skoro i tak ktoś obcy będzie tylko czekał na naszą nieuwagę i potajemnie dawał
koniuchom łapówki to chociaż chcę mieć świadomość, że zrobiłam co w mojej mocy,
aby to było bezpieczne dla zwierząt. Krok pierwszy i najważniejszy
uświadamiania: czym karmić konia i co można mu dawać. Osobiście jestem
zwolennikiem jak najbardziej naturalnych składników czyli jabłka marchewki etc.
Warto przy tym zaznaczyć, że skoro już przynoszą „atrybuty zbrodni” nie powinno
stanowić też problemu sprawdzenie czy marchew nie jest zapiaszczona, albo
jabłko przekrojone na pół. Zwracam na to uwagę gdyż już nie jedną kolkę
przechodziłam przez pół nocy, kilka razy zdarzyło mi się wykonywać koniowi
masaż przełyku z powodu jego łapczywości bo nie chciało mu się pogryźć jabłka i
połknął całe. Możecie wierzyć lub nie, ale takie rzeczy się dzieją naprawdę.
Gdy ktoś pyta o cukier mówię wprost:
jasne, koń lubi, ale czy swojemu dziecku dawałoby się tak chętnie chemię
w dodatku psującą zęby? Zazwyczaj jest to najtrafniejszy argument. Dobrym
rozwiązaniem dla upartych, a nie przygotowanych do zadania klientów jest
posiadanie na wyposażeniu stajni sprawdzonych cukierków dla koni, wiele
z nich jest zrobionych na bazie np. składników pasz więc czemu nie. Zastrzegam
oczywiście, że fakt iż zakupili pudełko cuksów nie jest wcale powodem do tego,
aby dać je koniowi wszystkie na raz. Choć jak się trafi jakiś tępy gamoń to i tak
się nie przetłumaczy, jednak jest nadzieja, że koń po tym nie padnie. Drugi
krok uświadamiania: jak karmić konia. Najczęściej mówię, aby wkładać przekąski
do żłobu, jeśli nie ma takiej możliwości, dopiero wtedy, żeby karmić z ręki. No
i tutaj kłaniają się zasady bhp, które zna każdy koniarz czyli: nie trzymamy
palcami, bo koń może przez przypadek je przygryźć, dłoń otwarta, a najlepiej
jest złapać za rękę i pokazać. W
przypadku dzieci nauczyłam się, że zamykają rękę w ostatniej chwili albo
uciekają, dlatego najbezpieczniej jest przytrzymać maluchowi palce i dłoń tak
żeby nikomu nie stała się krzywda i tego też uczę rodziców. Opatrywanie
pogryzionych palców, rąk i różnych innych części ciała mam już opanowane do
perfekcji dzięki głupocie innych. 20 razy nic się nie stanie, ale za 21 ktoś w
końcu może skończyć na szyciu. Po co mi takie atrakcje, domu nie mam czy co
żeby bawić się w ambulans w ramach nadgodzin? Powtarzam zapobiegać, nie leczyć!
(na coś ta uczelnia medyczna jednak mi się przydała J )
Co jeśli
chodzi o karmienie w czasie jazdy albo po jeździe? Osobiście nie jestem
zwolennikiem. Jedzenie stosuję tylko jako pozytywne wzmocnienie w przypadku
młodych koni, najczęściej aby odwrócić ich uwagę od innych strasznych rzeczy
typu śmiercionośny czaprak albo inny zawałogenny czynnik. Drugim przypadkiem
jest wprowadzanie nowych i trudnych elementów dla konia typu tresura,
wchodzenie do przyczepy etc. Każdy ma inne metody, przy różnych koniach nie
zawsze sprawdza się to samo. Nie przepadam za karmieniem koni kiedy mają
wędzidło w pysku, chociażby dlatego, że koniowi też za wygodnie wtedy nie jest
mimo, że to łapczywe stworzenie to i tak połowa wypadnie. O usyfionym wędzidle
nie wspomnę. Każdy ma jednak swoją szkołę i nie będę nikomu mówić jak jest
prawidłowo, to kwestia podejścia.
http://stajniabialoleka.pl/wp-content/uploads/2014/08/Nie-karm-koni.jpg
Kolejną
sprawą jest uczenie koni złych nawyków. Niestety większość koni rekreacyjnych
to konie grzebiące po kieszeniach, rozrywające kurtki albo legalnie
podgryzające w poszukiwaniu słodyczy. Niestety, z końmi jak z dziećmi (albo facetami)
– uczą się najszybciej tych złych rzeczy. Oduczyć natomiast już trudniej to
raz, a dwa, że żadna z tego przyjemność pracować z takim koniem, ani żadne
bezpieczeństwo dla osoby początkującej, która nie jest jeszcze w stanie
odczytać sygnałów wysyłanych przez konia. Dlatego warto się zastanowić dwa razy
zanim będzie się wkładać marchewkę do kieszeni, bo przecież to taka fajna
sztuczka jak koń ją sam wyjmuje. Dopóki nie rozedrze twojej nowej stylowej
kurteczki z renomowanej firmy jeździeckiej za pół pensji. Siemanko.
Następna
kwestia – nie znasz konia to go nie karm albo zapytaj o pozwolenie. Tego uczę
swoich jeźdźców. To już nie kwestia widzimisię, ale bezpieczeństwa i zdrowia
zwierzęcia. Konie tak jak ludzie niejednokrotnie przechodzą leczenie w czasie
którego obowiązuje je określona dieta, a każde nieodpowiednie dokarmienie może
wywołać katastrofalne skutki. Jasne, najczęściej wtedy na boksie wisi kartka o
zakazie karmienia, ale z doświadczenia wiem, że taki zakaz można sobie w d..e
wsadzić, bo połowa ludzi powie „ooooo nie zauważyłem” nawet jakby to była
neonowa tablica ze świątecznymi lampkami dookoła albo zwyczajnie go olewają. Dodatkowo,
konie też mogą być uczulone na niektóre mikroelementy żywności, dlatego tak
bardzo zawsze naciskam żeby były jak najbardziej naturalne i
„jednoskładnikowe”. Przykładowo jabłko to jabłko, a nie jabłkowy cukierek z
aromatami i miksem traw i ziół.
Pamiętajcie,
konie to nie ludzie, więc nie traktujcie ich tak samo. Kochajcie swoje palce. Szanujcie
zdrowie zwierzaków. Edukujcie jeźdźców i nie-jeźdźców dla wspólnego dobra. I
żeby nie wku…rzać instruktorów J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz!