piątek, 11 listopada 2016

Z pamiętnika sfrustrowanego Instruktora - Grzech Pierwszy

Grzechy rekreacyjne wykańczają psychicznie i fizycznie każdego instruktora, trenera, wolontariusza, panią z recepcji, nawet stajennego. Dlatego przyszedł moment, aby się z nimi rozprawić raz na zawsze, tym razem z pozycji Sfrustrowanego Instruktora, którym jestem ja – dzieciożerna, zła, wymagająca, najbardziej stylowo drąca japę na ujeżdżalni „Pani Asia” (niepotrzebne skreślić*).


Chyba najłatwiej będzie zacząć od Grzechu Pierwszego, doprowadzającego do szewskiej pasji i chęci mordu zwanego dalej: „Ja nie chcę tego konia”.
Wyobraź sobie, planujesz jazdę, dostajesz rozpiskę z ministerstwa etc., kombinujesz jak najlepiej przydzielić konie na cały dzień, ażeby każdy delikwent był zadowolony z jazdy, wyniósł z niej jak najwięcej, był bezpieczny. Równie istotną rzeczą w tej kwestii jest obciążenie dzienne wierzchowca (waga jeźdźców, ilość jazd, a także umiejętności z zakresu sztuki panowania nad swoim ciałem [czytaj szarpanie/kopanie/bezwiedne telepanie dupy po biednym końskim kręgosłupie], tak aby koń zniósł to nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, w końcu każdy kiedyś się jakoś musiał nauczyć, taka dola konia rekreacyjnego…).
I co? W pocie czoła kombinujesz, rozpisujesz, główkujesz, aż finalnie zadowolony/a z siebie idziesz z rozpiską do stajni, aby nie było pielgrzymek pt. proszę pani, a na jakim koniu ja jeżdżę? Wracasz szczęśliwy żeby wykorzystać ostatnie 5 minut przed rozpoczęciem prawdziwej pracy.
Błąd.
To dopiero początek pielgrzymek….
„Proszę pani, czy ja mogę jeździć na ……(wstaw imię konia), a nie na…. (wstaw imię drugiego konia), bo:
-ten jest za duży
-ten jest za mały
-ja nie lubię siwych, bo trzeba za dużo czyścić
-on nie chce galopować
-ja go nie lubię
-niewygodnie nosi
-BO NIE!
-…..wstaw cokolwiek innego….
No i się zaczyna. Cały logiczny, skrupulatnie przemyślany plan idzie w pi… znaczy się do lasu.
To teraz zadam pytania, a także dam część odpowiedzi, część zostawię dla inteligentniejszej części społeczeństwa do przemyśleń osobistych. Czy TY, JEŹDŹCU, zastanowiłeś się kiedyś, że takiego konia dostajesz nie bez powodu? Wiadomo, każdy ma prawo uczyć się na spokojnym koniu profesorze, który cierpliwie wybacza błędy, idzie tam gdzie chcesz mimo, że niejednokrotnie jest szarpany, galopuje, bo już wie o co chodzi, mimo że nie przykładasz pomocy prawidłowo. Pomyśl, że taki koń też czasem zasługuje na lepszego od Ciebie jeźdźca, żeby mieć przyjemność z jazdy, albo odpocząć po innej. Niestety, któregoś pięknego dnia ta sielanka się kończy i my, zwani dalej instruktorami, zaczynamy od Ciebie, młody/stary adepcie jeździectwa, wymagać troszkę większego zaangażowania. Nie bez kozery mówi się, że trudny koń najwięcej uczy (o ile możemy w ogóle mówić o trudnych koniach w kategorii rekreacji, te trudne to zazwyczaj „stare wygi”, które byle komu nie będą galopować na zawołanie). Więc może warto czasem przestać marudzić i podjąć wyzwanie?
Nie będę na nim jeździł, bo jest niewygodny. Tak, ja wiem, że od konia który wybija boli tyłek, ale jeśli na takim koniu nauczysz się poprawnie anglezować, tak, aby nie robić krzywdy ani sobie ani jemu, a następnie wysiadywać, pojedziesz na każdym koniu! Mam tu na myśli umiejętność dostosowania się do ruchu konia. A może właśnie dostałeś tego konia, ponieważ nie umiesz prawidłowo zagalopować, a on nauczy Cię tego perfekcyjnie? I uwaga! Może się okazać (i tak jest bardzo często), że ten niewygodny w kłusie jak jasna cholera koń ma niesamowicie przyjemny galop, w którym wieziesz swoje cztery litery niczym na obłoczku z reklamy lodów Algida.
Jest za duży, za mały… a pomyślałeś, że zmiana wielkości konia może rewelacyjnie wpłynąć na twoje poczucie równowagi?  Na mniejszym koniu niejednokrotnie nauczysz się porządnie złapać nogami siodła. Na dużym prawidłowo pracować miednicą, żebyś nie spadał na każdym zakręcie, bo zsuwasz się z niego jak z za dużej beczki, na której usiadłeś okrakiem, a ktoś zaczął nią bujać. Pomijam tu już kwestię typu mamy dwóch jeźdźców (45kg i 95kg), i do dyspozycji wolne dwa konie (kucyk i czołg). To chyba logiczne, że dla widzimisię mniejszego adepta nie zamienię wam koni, żeby biednemu kucykowi złamać kręgosłup w czasie godzinnej jazdy, w końcu to nie oprowadzanka  5 min (choć i na taką bym nie wsadziła na kucyka dużego, wyżej wymienionego jeźdźca J, tak gwoli ścisłości). Litości, kochani…
Nie będę na nim jeździł…. Bo ja lubię kasztany, a ten jest siwy, jest brudny, a najlepiej to chciałbym jeździć na tym srokatym ze stajni sportowej… SERIOUSLY????? Tak, wyobraź sobie, że siwy też zasługuje na to żeby go wyczyścić, zadbać o niego, a umie pewno trzy razy więcej niż umiesz sobie wyobrazić i poprosić, żeby wykonał owe elementy ujeżdżenia lub bajeczne skoki przez mur 120 cm. Co tam, że profesor, co tam, że spokojny. SIWY. Choć osobiście, uważam, że powiedzenie „kto nie miał siwego/karego, ten nie miał dobrego” jest pierwszą góralską prawdą, czyli świętą prawdą, ponieważ przy takim koni uczysz się chociażby jak go DOBRZE  wyczyścić, a także, że do stajni należy przyjechać trochę wcześniej (ale o tym kiedy indziej J ).
Nie chcę tego konia, bo nie umiem na nim galopować. No właśnie!!! I dlatego go dostaniesz!  Żebyś się gamoniu nauczył używać prawidłowo pomocy! Jeśli nie rozumiesz dlaczego to wróć do wstępu, gdzie piszę, że kiedyś sielanka się kończy. Mało tego, w tajemnicy Ci powiem, że kiedy w końcu na tym upartym tłuku pancernym zakłusujesz/zagalopujesz/zrobisz woltę, poczujesz stan podobny do nirwany, udowodnisz sobie, koniowi i temu wyjcowi co Ci prowadzi jazdę, że potrafisz, że idziesz do przodu, że robisz postępy! Bo chyba właśnie o to nam chodzi w tej nierównej walce, prawda?
Nie będę na nim jeździł, bo nie. Wiecie co mam zazwyczaj do powiedzenia wtedy? Że masz człowieku dwa wyjścia: brama albo furtka J
Są sytuacje, że masz prawo odmówić jazdy na koniu, bo wiesz, że np. w sezonie zimowym/halowym płoszy się, potrafi bryknąć itp., albo zwyczajnie boisz się go z uzasadnionych przyczyn.  Twoje poczucie bezpieczeństwa jest najważniejsze, ale uważam, że jeśli instruktor daje Ci takiego konia, wiedząc, że twoje umiejętności są marne (tak, nie bójmy się tego powiedzieć głośno, każdy kiedyś się uczył zanim pojechał na swoją pierwszą Olimpiadę), a koń zachowuje się tak, a nie inaczej, może warto wtedy pomyśleć o zmianie instruktora, a nie konia. W tej kwestii odsyłam do wpisu na temat rodzajów instruktorów na filiptrenuje.blogspot.com.

Może niektóre sytuacje przedstawiłam trochę karykaturalnie, ale wierzcie mi na słowo, w stajni rekreacyjnej możliwe jest wszystko! I tym pozytywnym akcentem życzę wszystkim miłego wieczoru, do zobaczenia przy kubku pełnym następnego, aromatycznego grzechu rekreacji.

5 komentarzy:

  1. Kochana to co napisałaś jest niestety pełne prawdy. Dlaczego, niestety, no, bo, cóż, ja też tak mam. Liczę do stu,do miliona ................ i zawsze mówię słowa mojej Trener Lenki Zagor, które wypowiedziała na jednym z treningów : " naucz się stepować to będziesz kłusować, naucz się kłusować to będziesz galopować. Dzisiaj brak pokory i cierpliwości a i umysły jakby odporne....... nie reaktywne.. zastanawiałam się czy wysłanie polecenia messengerem będzie wykonane ?????????????

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za Twój komentarz, niestety nie pociesza mnie fakt, że nie jestem jedyną osobą z takimi spostrzeżeniami. Metoda z messengerem... pewnie by była skuteczna, gdyby nie fakt, że prędzej bym urwała głowę takiemu delikwentowi niż pozwoliła mu jeździć z telefonem w łapie. Pozdrawiam, Sfrustrowany Instruktor :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wpis. Daje spojrzenie z innej perspektywy. Czekam na kolejne. Pozdrowionka
    Lidia G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Mam nadzieję, że poprawi on spojrzenie jeźdźców na te "niechciane" konie oraz okrutnych instruktorów. W końcu w każdej stajni jest koń, na którym chcą jeździć wszyscy oraz ten, na którym nie chce jeździć nikt :)

      Usuń
  4. Boskie, życiowe, genialne ujęcie tematu, w 100% trafione w samo sedno.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!